piątek, 19 grudnia 2008

Ostatni dzień w Wiedniu/ The last day in Vienna

Ostatni dzień „Wiednia nr 1” był niesamowity. Działo się tak dużo, że aż musiała to skonsultować z Marceliną, żeby się nie pogubić:-D

Pakowanie trwało od tygodnia. Do ostatniego chwili nie było wiadomo, czy będę mogła wrócić na święta do domu. Od rana byłam na kolejnych badaniach w ambulansie. Czekałyśmy na potwierdzenie, że mogę wracać. Ostatecznie moje wyniki nie były najlepsze i ze względu na początek leukopenii, która trwała przez następne kilka miesięcy, musiałam wziąć pierwszy zastrzyk z Neupogenu. Jednak dr Jakshe zgodził się puścić mnie do domu.
Co za radość! Z ambulansu w AKH biegłam do Marceliny, która wychodziła akurat z dwu-dniowego pobytu w Kinder Klinic (badania). Mama szła dopakowywać bagaże do Edelhofu. Szłam odebrać mojego Marcepanka ze szpitala. Byli tam już jej rodzice...i niespodzianka. Do Marceli przyjechali z Polski dziennikarze z lokalnej gazety. Więcej możecie przeczytać i obejrzeć tutaj. http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20081224/REGION00/691622222

To zdjęcie zrobili nam właśnie wtedy.














Zabraliśmy się wszyscy samochodami do Edelhofu. Później świętowaliśmy u Marceliny w pokoju i zajadaliśmy się tortem, jaki przywieźli dla niej dziennikarze – specjalnie dla niej zrobionym. Czulibyśmy wszyscy pełnię szczęścia, gdyby tylko Marcelinka mogła wracać w ciągu następnych paru dni do domu na święta, tak samo jak ja. Dwa dni wcześniej do Wiednia przyjechał jej tata i brat przygotowani na spędzenie rodzinnych świąt w Edelhofie. Dla mnie i mojej mamy okazali oni naszymi wybawicielami w trudnej podróży do domu. Podwieźli nas do granicy polskiej – do naszych przyjaciół górali z Beskidu Żywieckiego, gdzie zaliczyłyśmy pierwszy etap powrotu.

PS. Strasznie ciężko było zostawiać ich wtedy w Wiedniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz