wtorek, 21 października 2008

22.10.2008 - Marcelina

W następnych tygodniach przekonalam się, że modlitwy w intencji mają sens. 21-go paździenika ok. godz. 22.00 dostaję sms od Marceliny: "Czekaj na mnie! Jadę do Wiednia!". Szybko obliczam czas jej dojazdu. Idę do pielęgniarek i upewniam się, czy wiedzą, że dzisiaj w nocy ma przyjechać dziewczyna z Polski na przeszczep płuc. Potwierdzają i mówią, że sala jest przygotowana. Proszę je, aby obudziły mnie w nocy jak tylko przyjedzie. Obudziłam się między 4.00 a 5.00 rano. Nie obudziły mnie! Wstaję z łóżka. Nie biorę "balkonika", bo Marcela musi mnie widzieć w świetnym stanie, a nie jak pokrakę co nie ma siły chodzić. :)Daję radę przejść korytarz. Przyjechali! Mała już leży w łóżku i się denerwuje. Jest z mamą, tatą i bratem. Marcelina z mamą jechały karetką z Polski, a za nimi samochodem tata z bratem. Wszyscy zdenerwowani. Nie wiedzą co będzie dalej. Mówię im, że do rana muszę czekać napewno zanim się zacznie operacja. Marcela wygląda na silniejszą niżeli ja przyjechałam. Ma wyższą wagę (z racji PEG-a) i mowi mi, że nie musiała non stop korzystać z tlenu. Wiedziałam, że to dobrze rokuje. Jest silniejsza. Za to ja się prawie przewracam, więc musiałam wrócić do swojej sali. Rano wypytuję, co się dzieje z Marcelą każdego z personelu. Czekają.Od 10.00 przychodzę do Marcelki i jej rodziny jak tylko mogę i ich uspakajam. Mała nie spała od 4.00 z nerwów. Ok. 11.00 potwierdzono zgodność organów, a koło 12.00 wzięli Marceline na salę operacyjną. Cały dzień i pół nocy minęło (do ok 24.00) zanim Marcelina znalazła się na intensywnej po udanym przeszczepie. Międzyczasie rodzice Marceli przychodzili do mnie na oddział i niestety mieli okazję widzieć mnie w nienajlepszych momentach.
Tego samego dnia przy nich odbyła się moja rozmowa z lekarzem, który informował mnie, że muszę nastepnego dnia opuścić już szpital. Szok! Nie byłam gotowa. Bałam się panicznie. Dopiero pare razy przeszłam samodzielnie korytarz i ciągle mam zbyt duże bóle, które powstrzymują tylko kropłowki. Nie miałam pojęcia jak oni sobie to wyobrażają, że mają mnie wykopać z tego szpitala. Stwierdzili, że mogę przyjeżdżać na zastrzyki jak nie będę wytrzymywać z bólu. Świetnie. Tylko ja nawet nie miałam sił się przemieszczać po korytarzu, a co dopiero między pensjonatem a szpitalem! Ryczałam z bólu i przerażenia. Mieli coś wymyśleć. Nawet pielęgniarki mowiły lekarzom, że jestem za słaba. Traumatyczna chwila, ktorej niestety rodzice Marceli musili być świadkami. Myślę, że nie było to optymistyczną wizją poprzeszczepową, ale na szczęście Marcelka pod tym względem okazała się przejść wszystko na odwrót niż ja - czyli pomimo kilku innych "sensacji", ból nie dotyczył jej w ogóle!:)

Półtora roku od tego tego Marcelina mi powiedziała, że była przerażona tym jaka byłam słaba. Nie pokazywała tego, bo wiedziała, że bardzo się staram, żeby myślała, że wszystko jest ok! Można powiedzieć, że zagrałyśmy obie dla siebie. Ale ile to dla mnie znaczyło, że mogłam przejść sama korytarz! i stać tam u niej nad łóżkiem! Byłam świadoma tego, jak wiele musiłam przejść do tego momentu i że to znaczy, że już jest dobrze! Poszłam do niej jeszcze z doma drenami, czyli wiszącymi buteleczkami trzymanymi w rękach, co rzeczywiście nie mogło wyglądać fajnie, ale cóż....dużo takich dziwolągów można spotkać w AKH!:D Miałam łzy w oczach, jak mi powiedziała, że wiedziała i widziała wtedy więcej niż mi się wydawało...Nie chciała mi zrobić przykrości i ukryła swoje małe przerażenie...a ja chciałam tylko zapewnić ją, że po prostu sie uda i że warto!:)

Udało się i było warto:)

--------------------------------------------------------------------
In next weeks I became convinced that prayers in intention made sense. 21th October at 22.00 p.m I got sms from Marcelina: "Wait for me! I going to Vienna! ". Quickly I have calculating the time of her journey. I went to nurses and I made sure, whether they knew that at night will come girl from Poland for the lungs transplant. They were confirming and they told that the room is prepared. I asked them to wake me up at night as soon as she arrives. I woke up between 4.00-5.00 in the morning. They didn’t woke me up! I got up. I had not holding the "balcony", because Marcelina must saw me in the excellent state – she couldn’t knew that I have noting strength to walk. I passed the corridor. They arrived! My litlle already keep one's bedis and she was anxious. She was with the mum, dad and brother..Marcelina with mum had drove ambulance from Poland, and behind them on car Dad with brother. Everyone was nervus. They havn’t knew, what will be farther. I have telling them that that they must wait certainly before an operation begins. Marcelina looked stronger than me when I have arrived. She has the higher weight (by virtue PEG) and told me that she haven’t used to oxygen non-stop. I knew that it was good promising. She was strong. But I had almost falling down, so I had to come back to my room. I have questioning in the morning what was happening around Marcelina of everyone from the staff. They have to waiting. From 10.00 a.m I have coming to Marcelina and her family as soon as I could and calm them down. Little haven’t sleep for 4.00 a.m from the jitters. At 11.00 a.m was confirmed compatibility of organs for Marcelina. About 12.00 Marcelina went on her transplant. All day long and half a night passed (to 24.00 p.m) before Marcelina hale been on intense after the pretended transplant. Lap time Marcelina’s parents came to me to the branch and unfortunately they have supposed to see me in bad moments. (...)

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz