Od matki i syna
Mój Boże, 16 maja o godzinie 6.00 minął już rok od chwili, gdy
zadzwonił telefon z Wiednia. O 15.00, w godzinę Miłosierdzia Bożego, mój
najmłodszy syn został zawieziony na blok operacyjny. Rozpoczęło się
czekanie na spotkanie z nowym życiem dzięki komuś, kto odszedł i został
nam bliski, dzięki dobrym ludziom, sponsorom, lekarzom, Ojcu Filipowi ze
swym zespołem, którzy przez ostatni rok dwa razy w tygodniu wpadali z
wizytą, z lekami, z uśmiechem i wsparciem tak bardzo potrzebnym w takich
chwilach, kiedy z każdym dniem było coraz gorzej. By nie zwątpić w to,
że jak powiedział Jaś na pożegnanie: „Jakby nie było to będzie dobrze”.Spełniło się nasze marzenie dzięki przetartym szlakom naszych poprzedników do Wiednia, a przede wszystkim sponsorom Państwu Sztuczkowskim.
Mama Jaśka
Często wspominam chwile przed przeszczepem, czas rekonwalescencji i powrotu do normalnego życia. Dwa lata przed przeszczepem 8 maja 2006r. w Rabce usunięto mi lewe płuco. Tu poznałem Panią Violę i Doktora Pogorzelskiego. Prawe płuco też było uszkodzone. Dodatkowo przyplątała mi się cukrzyca. Od pół roku byłem już cały czas pod tlenem. Rozpoczęły się bardzo częste pobyty w szpitalu w Warszawie, na Kasprzaka. Było coraz gorzej. Z hospicjum wypożyczyłem przenośny koncentrator tlenu, z którym mogłem wyjść z domu. Jednak w późniejszym czasie i z koncentratorem nie mogłem wychodzić na spacery. Czułem się coraz gorzej.
Najbardziej wspierali mnie rodzice i rodzeństwo. Brat Andrzej przez cały czas był przy mnie w Wiedniu, wspierał i opiekował się mną. Ksiądz Paweł modlił się z wiernymi na każdej Mszy o mój powrót do zdrowia. Nie bałem się odejść, ale miałem 17 lat. Marzyłem, by pojeździć skuterem, spotkać się z przyjaciółmi, których było coraz mniej. Teraz mogę normalnie funkcjonować. Myślę, by w tym roku zrobić prawo jazdy, a za rok zdać maturę.
Jasiek Mazurek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz