wtorek, 2 grudnia 2008

tęsknota

Świąteczny czas w Wiedniu nastrajał wspaniale. Jednocześnie jednak wzmagał tęsknotę za domem. Nigdy wcześniej nie tęskniłam za domem, za przyjaciółmi i za Polską jak wtedy. Nie wiedziałam nawet, że to jest możliwe, żebym tak tęskniła. Całe dzieciństwo w szpitalach z dala od domu, bliskich i normalnego życia, a mnie dopadła tęsknota właśnie w Wiedniu. Pewnie dlatego, że wtedy jak nigdy poczułam, że wszyscy są ze mną pomimo tego, że jestem tak daleko. Podczas szpitalnego życia urywa się kontakt z „realnym” światem. Ludzie z „reala” nie przenikają ze swoim codziennym zwyczajnym życiem i banalnymi problemami. W szpitalu nawet przy profilaktycznym przeleczeniu antybiotykami dożylnymi toczy się walka. Nawet jeśli komuś się wydaje, że takie miejsce jak szpital jest oswojone dla kogoś, kto całe życie się leczy, to się myli. Chęć bycia zdrowym i trwania w „normalnym” życiu jest zawsze większa niż ta, że się ma zakodowane, że do końca życia będzie się musiało żyć z przeleczenia na przeleczenie. Przynajmniej moja chęć była dużo większa i chyba dlatego mi się udało wydostać z tego zamkniętego koła. :-)

Teraz czułam przy sobie ciepłe serce wszystkich, którzy mi kibicowali w Polsce. Poczułam jak ważna jestem dla wielu osób. Przekonałam się, że są ludzie, którzy będą ze mną zawsze i dla których moje życie ma ogromną wartość. Co więcej prócz rodziny, byli to większości ludzie właśnie z mojego szpitalnego życia. Pewnie dużo bardziej rozbudowanego niż to „normalne”.

Urywające się telefony do mojej mamy przez pierwsze tygodnie po operacji były dla mnie niewiarygodne. Czasem miałam łzy w oczach, jak słyszałam od mamy kto dzwonił, jak pytał, co wysłuchał. Były też rozmowy telefoniczne przy moim łóżku w AKH. Zaciskałam zęby z bólu, szeptałam, bo nie miałam jeszcze sił mówić głośniej, ale bardzo chciałam powiedzieć komuś, że jest wszystko dobrze, że zaczynam nowe życie. No i smsy...słowa: kocham cię, tęsknie, wracaj zdrowa.

Z domu trzeba było dosłać do mnie paczkę z ubraniami zimowymi i kilkoma innymi rzeczami, których nie mogłam zabrać samolotem z braku miejsca. Co za radocha! Spóźniona o 3 tygodnie paczka, doszła wraz z inną – ze szpitala od p. Małgosi, która przysłała mi „buraczane witaminy”. Kiedy powiedziała w szpitalu, że wysyła do mnie paczkę, każdy chciał włożyć coś od siebie. Tak dostałam piękny list z mojej poradni i z PTWM. Dostałam też wyjątkowy list i kubeczek od mojej Agusi.

Po 2 tygodniach od pierwszej paczki, kiedy byłam na diabetologii dostałam kartkę
i prezenciki od moich pielęgniarek z oddziału. Poryczałam się wtedy, tak mnie to wzruszyło. Wtedy zaczęłam tęsknić jeszcze bardziej.

Bardzo chciałam przywieźć słońce do Gdańska.

1 komentarz:

  1. Wiem, że ja też będę tęsknic... boję się tego stanu chyba bardziej niż czegokolwiek innego. Wyobrażam sobie jak leżę w AKH...z drugiej strony przecież całe nasze życie wypełnia nieustanna tęsknota za czymś za czym podążamy, za ludźmi których kochamy, którzy są tak daleko ale blisko bo w sercu... pamiętam jak bardzo tęskniłam za Tobą od momentu jak tylko wyruszyłaś z Kartuz do Wiednia... i jak bardzo się bałam o Ciebie! jak bardzo....

    OdpowiedzUsuń