wtorek, 30 września 2008

"To już!"/ "It's now!"

Nie, nie wylądowaliśmy samolotem na dachu AKH, jak to bywa w super akcjach;-) Leciałam samolotem a nie śmigłowcem. Wylądowaliśmy na lotnisku, z którego karetka przewiozła mnie do AKH. Kristin i jej asystent byli z nami do samego wejścia na oddział. Jechaliśmy niecałą godzinę do AKH. Tam sanitariusze jeszcze pomogli nam nieść wszystkie walizki na oddział. Pchali mnie na wózku przez ogromne korytarze. Czułam się jak księżniczka z całą tą świtą. Powiedziałam: Mamuś, widzisz jak nam pomagają, mówiłam Ci, że damy radę z tymi walizkami. Byłam taka dumna. Dotarliśmy na oddział w "zielonej wieży" AKH. Była 4.00 rano. Zostawiono mnie na sali, która jest specjalną salą dla osób, które przyjeżdżają na przeszczep płuc. Operacja miała odbyć sie rano. Zanim mogłam położyć się spać, jeszcze pobrano mi nieskończoną ilość próbówek krwi. Mama była przy mnie na krześle do rana. Obudziłam się koło godziny 8.00 i przyszła pięlegniarka. Kazała mi leżeć na łóżku i powiedziała, że jedziemy. Była bardzo energiczna i zdecydowana. Powiedziałam "Mamuś! Już jadę! To już!" Wszystko nagle tak przyspieszyło. I bardzo dobrze! Ile można więcej czekać?! Po co cokolwiek już tłumaczyć i mówić. Uśmiechałam się do mamy. Mama szła za mną aż do momentu, kiedy wjechaliśmy na blok operacyjny. Mówiłam "Mamo, jak Ty sobie poradzisz później? Skąd będziesz znała drogę?" Uspokajała mnie, że nie mam się tym martwić. Pomachałam jej i powiedziałam, że ją kocham i że napewno wszystko będzie dobrze. Czy się denerwowałam i bałam? Jasne, ale przede wszystkim chciałam, żeby jak najszybciej mnie uśpili, żebym jak najmniej widziała i pamietała. Podszedł do mnie anastyzjolog i powiedział, że wszystkim się zajmie. Po chwili podszedł też lekarz, którego uznałam za mojego chirurga. Ponieważ wraz ze mną czekało na łóżkach jeszcze kilku innych pacjentów na inne operacje- szukał mnie. Kiedy mnie zobaczył od razu podszedł jak by mnie rozpoznał. Podał mi rękę. Uśmiechneliśmy się do siebie i bardzo chciałam mu pokazać jak bardzo wierzę w to, że się wszystko uda, że jestem dzielną i silną pacjentką. To było dla mnie najważniejsze, że właśnie ON do mnie podszedł. Miałam poczucie, że mimo, iż wykonuję się takich operacji ok 150 rocznie, liczę się dla nich jako Gosia Lemańczyk, która przyleciała z Gdańska po swoje nowe życie. Anastyzjolog mnie uśpił i byłam spokojna. Zaufałam Panu Bogu, lekarzom i całemu światu...

------------------------------------------------------------------------------
No, we didn't end up on the AKH roof, as it is aeroplane in super actions; -) I went by plane rather than by helicopter. We ended up on the airport and the ambulance transported me to AKH. Kristin and her assistant were with us for very going up the branch. We went not quite hour to AKH.  Medical orderlies still helped us to carry all suitcases to the branch. They pushed me on the wheelchair ahead of huge corridors. I felt as the princess with in one piece with this retinue. I said: Mummy, you can see how they are helping us, I told you that we would cope with these suitcases. I was so proud. We reached to the branch in of "green tower" AKH. There was 4.00 in the morning. I stayed in the room which is a special room for persons who arrive for the transplant. The operation was supposed to be in morning. Before I could lie down to sleep, doc took from me an endless number of test tubes of blood . Mum was by me on the chair up to the morning. I woke up by the 8.00 am and came sister. She ordered me to put on the bed and she said we were going. She was very much enrgetic and determined. I said "Mummy! I am already going! It' s already! It' s now!" I smiled to mum. She followed me all the way to the moment, when we ran into an operating block. I waved her and I said I loved her and that I sure that everything will be all right. Did I was afraid?
Of course, but above all I wanted as soon as possible them to put me to sleep. I didn't want see all this things and didn't remember at all. Anastyzjolog came up to me  and said he will take care everything. After a moment also a doctor which I regarded as my surgeon came. With me on beds a few other patients still waited for other operation-s searched. He could find me but when he saw me at once he came how he would recognize me. He extended me a hand. We smiled to ourselves. I wanted to show him how much I believe in the fact that everything will be ok, that I am a brave and strong patient. It was most important for me, that he had just come up to me.Couse I felt that I importent like others pacients who has lungs transplant  there with me. Gosia Lemańczyk which arrived by plane from Gdańsk for one's new life. Anastyzjolog put me to sleep and I was calm. I trusted for God, doctors and the whole world...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz