czwartek, 2 października 2008

Dzień drugi...

Drugi raz gdy mnie wybudzili również byłam pod respiratorem. Okazało się, że pierwsza próba odłączenia mnie – nie powiodła się, gdyż moje mięśnie były zbyt słabe, aby płuca podjęły samodzielną pracę. Tego dnia już dłuższy czas byłam wybudzona. Jak mówi moja mama - miałam dobry humor, bo uśmiechałam sie do wszystkich. Nie mogłam się ruszyć ani mówić, a najważniejszym dla mnie instrumentem był blok z kartkami i długopis. Sama wtedy siebie zadziwiłam swoją komunikacją językową (english) ze wszystkimi. Bez żadnych problemów i oporów byłam wstanie napisać wszystko na tych kartach, byle by tylko trafić do tych zupełnie nieznanych ludzi w obcym miejscu. Musiałam się zdać na nich całkowicie. To wielka radość, jak wśród 10 przewijających się dookoła osób jedna z nich mówi po polsku. Jednym z pielęgniarzy, którzy mieli dyżur był Krystian, który miał pochodzenie polskie. Pisałam do niego na kartce, a on odpowiadał po polsku. To bardzo mi pomogło w odbiorze nowej rzeczywistości na 13 piętrze (zielona wieża, oddział 13B) w wiedeńskim AKH.

Ku mojej wielkiej radości odwiedził mnie wtedy ksiądz Jan z Polskiego Kościoła w Wiedniu. Jakie to wyróżnienie. Przyjęłam Komunię Świętą. Przyszedł do mnie sam Pan Jezus. Dodał mi sił. Była godzina 14.00. Pisałam wtedy księdzu na kartce kim jestem, a nawet o swoich wielkich marzeniach, które chce realizować, kiedy będę już zdrowa. Kiedy przyszedł do mnie w to samo miejsce po tygodniu – nie poznałam go! Popatrzałam na niego i powiedziałam: ja księdza skądś znam! On się śmiał i tylko tym, co mu o sobie napisałam wcześniej przekonał mnie, że rzeczywiście był u mnie.

1 komentarz:

  1. Wesołych Świat Wielkanocnych,
    pokoju ducha, wiary w Boga i w Ludzi.
    Umiejętności dostrzegania piękna tego świata
    i oczywiście wiary w Siebie i swoje możliwości.

    Kochanej Gosi życzy Paulina Gajewska ;*

    OdpowiedzUsuń