Pogoda znowu do bani.
Nigdy wcześniej tak bardzo na mnie nie oddziaływały zmiany atmosferyczne jak po przeszczepie. Jeden dzień różni się od drugiego - czasem diametralnie. Ze szczytowej formy wpadam w dni marazmu. Potem długo się mobilizuję, żeby wejść na pełne obroty i od nowa.
Krew mnie zalewa, kiedy nie potrafię skoncentrować w takie dni jak dziś - już pomijam kwestie stworzenia czegoś ambitnego...i konstruktywnego.
Mam problemy nawet z czytaniem - jakby mój mózg czytał literki po swojemu. Ostatnio bardzo przekręcam to co czytam. Z resztą tak samo jest w pisaniu. Czytam teksty napisane przeze mnie po kilka razy i próbuję wyłapać wszystkie błędy. Niestety wtopy się zdarzają. (Aniu, dzięki, że czuwasz!)
To wszystko zalicza się do działanie ubocznych immunosupresantów: zaburzenia widzenia i zaburzenia neurologiczne...etc.
Oczywiście noszę okulary - żeby nie było.
W przyszłym tygodniu mam umówioną kontrolę w Zabrzu - czyli cały przyszły tydzień zaliczam do straconego. Poniedziałek przygotowania i nerwy. Wyjazd we wtorek o świcie - tzn z domu o 4:30 około 15:30 jestem w Katowicach. Potem przejazd do Zabrza. Nocuję. Cały dzień badań. Nocuję. Wracam. Po 10godz. w autokarze jestem w Gdańsku. Po takiej eskapadzie - wracam do siebie przez co najmniej 2 dni.
Zbieram się. Mobilizuję. Dziś już z tego dnia nic nie będzie. Muszę obejrzeć jakiś film lub doczytać książkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz