czwartek, 30 października 2008

trudne początki/ not easy time

Trudno jest mi się cofać do tych dni, które były bardzo ciężkie... początki były naprawdę trudne. Byłam niezmiernie osłabiona. Musiałam się ciągle wzmacniać. Mama pilnowała wszystkiego. Była moim osobistym trenerem. Wczesna pobódka (7:30). Picie odżywki (Nutridrinki itp...). Połknięcie nowego zastawu leków. Inlalator do łóżka. Pół godziny inhalacji. Jeszcze drzemka, aż leki się wchłoną na czczo. Wstaję. Lunatykuję do stołu. Poranne drawki z zimna (skutki uboczne leków immunosupresyjnych - Prografu) Nie moge nawet herbaty utrzymać. Wciskam w siebie jedzenie. Bardzo starannie przygotowane...ale znowu męczarnia z jedzeniem. Nie mam apetytu. Idę się kąpać. Mama musi pomóc. Jestem tak słaba, że się obijam między ścianami. Później na kanapę - znowu inhalacje. Spać! Pokładam się znowu. Potem obiad jakiś już trzeba zjeść. Mdli mnie. Mam dosyć. Pokładam się. Musimy iść na spacer! Płakać mi się chce. Wszystko mnie boli. Nie mam sił się ruszyć. Idziemy. Tylko nie daleko! Kręgosłup daje mi w kość, ale muszę chodzić, bo inaczej nigdy go nie wzmocnię i ciągle będzie bolał! Wracamy. Hurra! Prawie koniec dnia! Kolacja. Inhalacje. Leki. Można spać. Nie mogę zasnąć...bezsenność...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz